Zachowali klasę, bo zachowali ciszę. Jako dziennikarze z telewizji postąpili przecież wbrew sobie. Ich rolą jest bowiem gadanie. Darżynkiewicz i Cegielski postanowili, że w takiej chwili nie chcą już więcej gadać. Cisza - taki był ich hołd dla zmarłego zawodnika. Ani słowa więcej na wizji o meczu Stali Gorzów z Falubazem
Zielona Góra, który przyszło im akurat w niedzielę wieczorem komentować w TVP
Sport.
W obliczu ich milczenia jakże krzykliwie, drażniąco i głupio brzmiał w uszach zgiełk awantury wywołanej przez działaczy i zawodników z
Gorzowa i Zielonej Góry. Skompromitowali się przed kibicami żużla w Polsce, kłócąc się na ich oczach. O to czy jechać dalej w meczu, czy też nie startować? Jaki ma być powód przerwania spotkania i kto ewentualnie mógłby ponieść za to odpowiedzialność? Jak najlepiej wykombinować, żeby na tym samemu nie stracić? Co zrobić, żeby przy okazji podłożyć świnię derbowemu rywalowi zza miedzy?
I wszystko to trwało w zupełnie sprzecznym z powagą śmierci zgiełku i hałasie. Wypowiedziane jeszcze językiem pełnym przekleństw i wulgaryzmów. K..., p.... i ch... śmigały w powietrzu jak kamienie między
Gorzowem a Zieloną Górą. Nadal milczeli tylko Rafał Darżynkiewicz i Krzysztof Cegielski. Oni też pewnie powinni się bać, czy za tę nietelewizyjną ciszę nie dostaną po głowie od swych szefów. Wiedzieli jednak, co w takiej chwili jest ważniejsze: zachowanie klasy czy dbanie o własne, śliskie interesiki.
Żużlowe środowisko z Gorzowa i Zielonej Góry skompromitowało się w niedzielę. I trwa niestety dalej w mocnym postanowieniu zblamowania się do ostateczności. Bulwersująca awantura nie skończyła się w dniu meczu. Trwała w najlepsze także w poniedziałek. Krzyczą ciągle na siebie, tym razem w różnych portalach internetowych.
A ja mam tylko jedną prośbę do działaczy i trenerów z Gorzowa i Zielonej Góry. Panowie - przestańcie na siebie pyskować. Zamknijcież się wreszcie.