Czapka Kadyrowa, symboliczne trofeum zwycięzcy finału indywidualnych mistrzostw Polski waży już bardzo niewiele i najlepsi żużlowcy rejterują z walki tak często, jak tylko mogą. Czapka też zresztą straciła już swą tradycyjną siłę i magię. Była przekazywana kolejnym mistrzom Polski od 1963 roku. Miejsca na wyhaftowania nazwisk kolejnych mistrzów wystarczyło na czterdzieści lat. W 2003 roku nową czapkę ufundował złoty medalista ówczesnego finału - Rune Holta.
Czapka Norwega z polskim paszportem jest widać mniej cenna niż oryginalne nakrycie ufundowane przez Tatara Gabdrachmana Kadyrowa, skoro najlepsi polscy żużlowcy tytuł mistrza Polski mają w bardzo głębokim poważaniu.
W tegorocznym finale zabrakło z różnych powodów Janusza Kołodzieja.
Jarosława Hampela, Grzegorza Walaska i Tomasza Golloba. Ten ostatni ma już osiem tytułów, z rywalizacji o dziewiąty zrezygnował jeszcze przed półfinałem.
Złotym medalistą został Tomasz Jędrzejak - szesnasty w klasyfikacji punktowej średniej w tym sezonie. Jędrzejak jest asem Betardu Sparty
Wrocław, jednej z najsłabszych drużyn Enea Ekstraligi.
Słaby, słabość, słabszy - podobne słowa można by mnożyć w odniesieniu do różnych aspektów coraz bardziej siermiężnej żużlowej rzeczywistości w Polsce. Brak awansu biało-czerwonych do finału Drużynowego Pucharu Świata to jeden z widocznych przykładów. W pierwszej dwudziestce najskuteczniejszych żużlowców tegorocznej ekstraligi jest tylko siedmiu Polaków - a zaledwie czterech z nich starało się w środę w
Zielonej Górze o czapkę Kadyrowa, tzn. Holty.
Brązowego medalu, który po ambitnej walce zdobył zawodnik Polonii Krzysztof Buczkowski, nie umniejszam, wręcz przeciwnie. Jego trzeba chwalić, bo mu zależało. Zrezygnował ze szwedzkich koron i angielskich funtów, żeby mieć polski brąz.