Amerykanie nie mieli w niedzielę łatwo. Ogromna większość z 5 tysięcy widzów w bydgoskiej hali była przeciwko nim. Nic dziwnego, każda strata punktów przez drużynę
USA to zysk dla polskich siatkarzy, którzy w niedzielę wieczorem grali z Francją.
Ale i Amerykanie mieli swoich kibiców. Jedna z fanek Matthew Andersona obiecała mu publicznie, pisząc takie wyznanie na dużym czerwonym kartonie, że dla niego pójdzie na piechotę do Kazania. Atakujący z USA gra tam, w rosyjskim Tatarstanie, w klubowej drużynie. Z
Bydgoszczy to niemal 2400 kilometrów.
Argentyna rozpoczęła mecz znakomicie. Prowadzenie 7:2 w pierwszym secie to zasługa Facundo Contego i jego znakomitych zagrywek. USA ma jednak w swych szeregach równie znakomicie serwujących zawodników. Kiedy włączyli swe atomowe zagrywki Paul Lotman, Matt Anderson i Maxwell Holt, odrobili straty. Prowadzili już 16:15 na drugiej przerwie technicznej.
Od mocy tego elementu gry zależało najwięcej w pierwszej partii. Dwa asy Micah Christensona spowodowały, że USA doprowadziły do stanu 20:16 i nie miały kłopotu z wygraniem seta nr 1.
W drugiej partii nadal trwało ostrzeliwanie Argentyny z pola zagrywki i wbijanie gwoździ ze środka siatki. Amerykanie mieli przewagę, dopóki ekipa trenera Julio Velasco nie zaczęła dokładniej przyjmować ich zagrywek. Końcówka była emocjonująca i postawiła na równe nogi ponad 5 tys. ludzi krzyczących: Argentyna, Argentyna! Zespół z Ameryki Południowej wygrał 28:26 po sprytnym obiciu amerykańskiego bloku przez Javiera Filardiego.
Albicelestes byli na fali i świetnie rozpoczęli trzeciego seta. Oba zespoły pokazały w nim wiele doskonałych zagrań w ataku i defensywie. Przy prowadzeniu 22:17 zgasło kilka lamp w hali, ale było na tyle jasno, że nie trzeba było przerywać spotkania. Ekipa Velasco nie wypuścili szansy na zwycięstwo, a seta, który Amerykanom odebrał komplet trzech punktów, zakończył asem Jose Luiz Gonzalez.
Zwycięzcy Ligi Światowej obronili się jednak przed porażką 1:3. W czwartym secie przeważali od początku, ale zafundowali sobie nerwową końcówkę. Prowadzili 23:20 i potem stracili 2 pkt przy zagrywkach Nicolasa Uriarte. Szansę Argentyńczyków zmarnował Filardi, posyłając
piłkę przy swoim serwie w siatkę.
Decydował tie-break - i znowu był to pokaz
siatkówki na wysokim poziomie z obu stron. Najwyższą klasę zademonstrował Conte. Dzięki niemu Argentyńczycy wygrywali 13:9 i po chwili szaleli z radości po zwycięstwie z USA. Kibice w Bydgoszczy, tak samo jak oni, oszaleli ze szczęścia.