"Zagraliśmy totalne dno, a to, co pokazaliśmy, to wstyd i żenada", "Lech obnażył wszystkie nasze słabości, tak naprawdę nie przyjechaliśmy do Poznania", "Czujemy się jak zbity pies" - tak swoje ostatnie ligowe spotkanie podsumowali odpowiednio Grzegorza Barana, Arkadiusza Malarza i trenera Kamila Kieresia. Ostre wypowiedzi bełchatowian dziwić nie mogą, bo przed dwoma tygodniami
PGE GKS został rozbity przez Lecha aż 5:0. W tym jednym meczu beniaminek stracił więcej bramek niż we wszystkich wcześniejszych kolejkach razem wziętych. A do tego odniósł najwyższą porażkę w ekstraklasie w tym sezonie (takim samym
wynikiem skończył się jeszcze mecz Legii z drugim z beniaminków - Górnikiem Łęczna).
Zawisza w
Poznaniu przegrał 2:6, a w ostatnim spotkaniu z Pogonią w
Szczecinie było 0:3.
- GKS też kiedyś rozpoczynał rok z sześcioma punktami, a potem przez całą rundę nie przegrywał na największych stadionach i był rewelacją wiosny. Nie ma więc co patrzeć na problemy Zawiszy - przestrzega Kiereś. Szkoleniowiec bełchatowian bardzo jednak liczy na zdobycie punktów w
Bydgoszczy, bo druga porażka z rzędu mogłaby być pierwszym objawem zbliżających się problemów. - Porażka zawsze jest niebezpiecznym momentem. Teraz nie możemy dopuścić do tego, by spotkał nas dłuższy moment słabości. By to osiągnąć, znów musimy być drużyną. W Poznaniu po raz pierwszy nią nie byliśmy i skończyło to się bardzo źle. To nie może się powtórzyć - dodaje. Początek meczu w Bydgoszczy o godz. 18.