Jesteś kibicem z Bydgoszczy? Dyskutuj i dołącz do nas na Facebooku Sport.pl Bydgoszcz »
A jednak z romantyzmem nie ma nic wspólnego. Z pozytywistycznym spojrzeniem na świat i ludzi - bardzo wiele za to. Praca u podstaw - to hasło idealnie pasuje do trenerskiej wizji i drogi Makowskiego. Jest z nim trochę jak z Wokulskim. Bohater "Lalki" zaczynał przecież od posady kelnera w winiarni Hopfera. Każdy z nas na pewno pamięta tę metaforyczną scenę, w której musi się sam wspiąć z piwnicy do sklepu. Idealny obraz self-made-mana, człowieka zawdzięczającego wszystko sobie.
Makowski zaczynał wspinaczkę w Technikum Drzewnym w
Bydgoszczy - jako nauczyciel wychowania fizycznego, i były siatkarz, który jednak nigdy nie został nawet półprofesjonalistą. A teraz jest o krok od szczytu - dla każdego trenera nie ma bowiem roboty bardziej prestiżowej niż kierowanie reprezentacją swego kraju.
Po drodze znalazł ludzi, którzy go wsparli: przede wszystkim Waldemara Sagana. Prezes Pałacu Bydgoszcz zatrudnił go w swoim klubie jako trenera
siatkówki. Wspinaczka po szczeblach kariery trwała. Po drodze było wicemistrzostwo kraju z zawodniczkami Pałacu, Puchar Polski. Największym sukcesem był jednak brąz z polską reprezentacją w mistrzostwach Europy. Makowski pracował trzy lata temu jako asystent Jerzego Matlaka. Musiał się samodzielnie zająć zespołem w trakcie imprezy i to było dotknięcie arcymistrzowskie. Poprowadził drużynę do serii kolejnych zwycięstw i triumfu z Niemkami, kiedy stawką był brąz.
Odmienił także drużynę Delecty, czyniąc z ligowego średniaka groźnego rywala straszącego największych faworytów i kandydata do medalu w PlusLidze.
Ściskam kciuki za wybór Makowskiego. Kłuje trochę żal z powodu nieuchronnego w takim przypadku odejścia z Delecty. Łagodzi ból jednak świadomość, że Polski Związek Piłki Siatkowej może pozwoli dokończyć mu sezon na ławce trenerskiej w Bydgoszczy. To się akurat Delekcie należy. Makowskiego stać już na wyfrunięcie z naszego miasta na szerokie wody siatkarskiego świata z metą na olimpiadzie w Rio de Janeiro.
Wokulski przecież także z pewnością znalazł się w końcu w Paryżu, żeby naprawiać świat, a nie skończył życia w ruinach zamku w Zasławku. Bolesław Prus by tego nie zrobił jednej z najciekawszych postaci polskiej literatury..