Obserwuj autora na twitterze @R_Jaskot
Tydzień temu Zawisza rozwiązał kontrakt z Bernardo Vasoncelosem. Portugalski napastnik, który trafił do Bydgoszczy latem ub. roku, w tym grał słabo. Po zatrudnieniu trenera Mariusza Rumaka, stracił miejsce w składzie.
Remigiusz Jaskot: Twoje pożegnalne oświadczenie poruszyło wiele osób. Pisałeś o przyjaźni i miłości, czyli sprawach, o których piłkarze mówią rzadko.
Bernardo Vasconcelos: Półtora sezonu w Zawiszy było wspaniałym okresem. Przyjechałem nie mając żadnych oczekiwań, nie wiedziałem, czego się spodziewać. Wiem, że przyjaźnie z Polski zostaną na zawsze. Tutaj też poznałem moją wielką miłość. Niedawno przyjechaliśmy z moją dziewczyną do Portugalii. Wyruszyliśmy
samochodem w poprzedni piątek i przez tydzień podróżowaliśmy po Europie. Zatrzymaliśmy się w Amsterdamie, Paryżu i Madrycie. Po 3600 km dotarłem szczęśliwie do domu.
Dlaczego w klubie zdecydowano, żeby się z tobą pożegnać?
- To nie decyzja klubu, ale Mariusza Rumaka. Kiedy przyszedł do Zawiszy, graliśmy z
Wisłą Kraków. Kiedy kontuzjowany schodziłem z boiska, wygrywaliśmy. Wtedy Rumak w prasie mówił o mnie pozytywnie. Potem przegraliśmy 2:6 z
Lechem Poznań i więcej już właściwie nie dostałem szans.
Ostatnio trener mówił, że nie jesteś fizycznie gotowy na bycie w kadrze meczowej.
- To wymówka. Przecież wie, jak grałem rok temu, kibice też pamiętają. Zdaję sobie sprawę, że jako obcokrajowiec nie do końca wiem, co trener mówi w mediach. Ale ludzie do mnie podchodzili i pytali, jak jest naprawdę. Zagrałem w meczu towarzyskim w tygodniu, strzeliłem bramkę i po trzech dniach byłem poza kadrą. Rumak mówił, że nie jestem gotowy do gry, to było kłamstwo. Nie wiem, dlaczego zupełnie zostałem odsunięty od gry. Poszedłem do niego i go o to zapytałem. Usłyszałem, że po analizie meczu, uznał, że zespół wymaga zmian. I ja byłem wśród zawodników, z których zrezygnował.
Dlaczego ten sezon to dla Zawiszy katastrofa?
- Powodów jest wiele. Wiele razy rozmawialiśmy w szatni i nikt z nas nie ma gotowej odpowiedzi. Każdy ma inne zdanie. Faktem jest, że w zeszłym sezonie graliśmy dobrze. Pod wodzą Ryszarda Tarasiewicza byliśmy fajną grupą. Oprócz Igora Lewczuka nikt nie odszedł. Od początku sprawy poszły w złym kierunku. Mecze eliminacji Ligi Europy przyszły za szybko, nie byliśmy gotowi. Potem zaczęliśmy przegrywać, zmieniono trenera.
ANTYREKORDY ZAWISZY
Wiele letnich transferów okazało się kompletnymi niewypałami.
- To oczywiste. Ale wciąż grali zawodnicy, którzy w poprzednim sezonie się sprawdzili. Problem w tym, że starano się umieścić w składzie nowych piłkarzy. Mam dobre relacje z wieloma piłkarzami Zawiszy, ale wydaje mi się, że na początku sezonu był podział między Polakami a nowymi piłkarzami. Niekoniecznie obcokrajowcami, bo ja na przykład czułem się dobrze, ale z nowymi.
Trener Paixao w portugalskiej prasie mówił, że w szatni stworzyły się grupki, a obcokrajowcy i Polacy nigdy nie jedli razem posiłków.
- Grałem w wielu klubach i to jest powszechne. Drużyna to 25 osób i siadasz z ludźmi, z którymi masz o czym porozmawiać. A jak nie znacie wspólnego języka, to nie porozmawiasz. Problemem było to, że zawodnicy nie akceptowali metod Paixao.
Co myślisz o tych metodach? O sam nazwał je elitarnymi.
- Podobały mi się. Nie mówię o tym, jakim jest trenerem, ale metody były interesujące. Ale drużyna nie była gotowa.
Myślisz, że Zawisza pod wodzą Mariusza Rumaka utrzyma się w ekstraklasie?
- Mam nadzieję, że tak. Nie wiem tylko, czy Rumak jest odpowiednią osobą na tym stanowisku. Potrafi odpowiednio zorganizować drużynę, ale nie jest liderem. Chce przewodzić z pozycji siły, a to się nigdy nie uda. Nie przewodzisz grupie, bo najgłośniej krzyczysz. Rumak nie jest naturalnym liderem. Ale drużyna nie jest zła. Z Heroldem Goulonem i Michałem Masłowskim Zawisza może się utrzymać.
Co dalej z twoją przyszłością?
- Mam już oferty z Cypru i Portugalii. Zdecyduję pewnie między tymi dwoma krajami. Na pewno będę dalej grał w
piłkę.